„Moim zdaniem – mówi, patrząc mi w oczy, 40-letni mieszkaniec Tuzli – najgorsze słowo, jakie istnieje, to wojna. Bo wojna niesie ze sobą to, co najgorsze: głód, śmierć, nienawiść.”
Wojna w Bośni i Hercegowinie zakończyła się prawie 30 lat temu, ale jej ślady są wciąż obecne – nie tylko w postaci dziur po kulach na budynkach, lecz także w mentalności ludzi. Spotykając Bośniaków na co dzień, trudno dostrzec w nich traumę. To zadbane osoby, cieszące się życiem, pełne humoru. Raczej niechętnie wracają myślami do tamtych czasów. Jednak im dłużej tu jesteśmy, tym bardziej zdajemy sobie sprawę, że nie da się naprawdę zrozumieć Bośni i jej mieszkańców bez uwzględnienia wpływu wojny na to społeczeństwo.
„Zbierałyśmy w polu fasolę, nagle słyszę lecący pocisk, w panice nie wiedziałam, co robić. Ale sąsiadka jak gdyby nigdy nic pracuje dalej. Wytłumaczyła mi, że jeśli go słyszę, to znaczy, że mnie nie trafi, bo leci dalej. Do wszystkiego da się przyzwyczaić.”
„Pamiętam, jak mama oddała ślubną obrączkę za dwa chleby. Nie było grubych ludzi. Wszyscy byli chudzi o tak (pokazuje najmniejszy palec).”
„Kiedy mój syn zginął, potrzebowałam bardzo zmienić otoczenie. Udało mi się uciec z Sarajewa. Zamieszkałam w Nowym Travniku. Człowiek się nie spodziewał, że za chwilę i tu wybuchnie wojna, tym razem między Chorwatami a muzułmanami.”